Dragon Ball Super, tom 11

 


Tak się akurat złożyło, że kilka tygodni temu powtórzyłem sobie wszystkie 42 tomy oryginalnego Dragon Balla. Wziąłem do ręki pierwszy tomik i postanowiłem doczytać do chwili, w której Goku i Bulma zbiorą wszystkie siedem kul. O, trening u Genialnego Żółwia. Ok, to może jeszcze jeden tom. Armia Czerwonej Wstęgi też była fajna. Doczytam kilka kolejnych. Za chwilę ma się pojawić Picollo? To może jeszcze do końca tej sagi... I w ten sposób, w ciągu niecałych dwóch tygodni, przeczytałem wszystko. Nie chciało mi się już jednak czytać ponownie kontynuacji. Bo „Dragon Ball Super”... nie jest super. Magia pierwowzoru zniknęła gdzieś po drodze. Odnoszę wrażenie, że Toriyama stał się takim japońskim Georgem Lucasem, który bardziej przeszkadza niż pomaga w dalszym rozwoju stworzonego przez siebie świata. Autor, podpisujący się pod scenariuszem DBS, chyba przestał rozumieć na czym polegał fenomen oryginalnych Smoczych Kul.
Jedenasty tom trzyma niezbyt wyszukany poziom swoich poprzedników. Jesteśmy w środku sagi Moro- wyjątkowo groźnego uciekiniera z więzienia Galaktycznego Patrolu. Coś tam wybucha, komuś tam brakuje mocy, ktoś tam jest za silny dla kogoś. Standard. Nie, Kuririn tym razem nie umiera. Podobno ta saga jest jedną z lepszych. Pożyjemy, zobaczymy.
Toyotarou sprawdza się świetnie jako „ghost-cartoonist”. Odróżnienie jego kreski od rysunków Toriyamy jest niemal niemożliwe. Problemem, który mam z warstwą graficzną, są projekty nowych postaci. Dosłownie każdy nowy osobnik jest uśmiechniętym, bezkształtnym blobem. Niech za przykład tego o czym piszę posłuży Król Wszystkiego (https://dragonball.fandom.com/pl/wiki/Król_Wszystkiego), Monaka (https://dragonball.fandom.com/pl/wiki/Monaka) czy niemal wszyscy przedstawiciele Galaktycznego Patrolu. W 11 tomie Vegeta trafia na planetę Yardrat na której Goku, po sadze Frizera, nauczył się sztuki teleportacji. Mieszkańców tej planety jako ubrane w fikuśne stroje, pomarszczone stworki, można było zobaczyć w anime DBZ (https://static.wikia.nocookie.net/.../Yardratians_DBE_Ep...). Niespodzianka! Okazuje się, że planetę zamieszkują dwie rasy. A Vegetę nowych technik uczyć będą przedstawiciele tej, której dotychczas nie mieliśmy okazji oglądać. Wyglądają, i tu ogromne zaskoczenie, jak uśmiechnięte, bezkształtne bloby (https://dragonball.fandom.com/wiki/Yardrat). No ileż można?!!!
Nie wiem do kogo kierowana jest DBS. Gdyby nie fakt, że kolejne tomiki kosztują tyle co paczka fajek, już dawno rzuciłbym to w cholerę. Jeśli nie jesteś kompletnym fanatykiem, który jest w stanie wymienić z pamięci poziom mocy wszystkich Saiyan lub po nocach ćwiczy namiętnie taniec fuzji, odpuść. Nie warto psuć sobie dobrych wspomnień.


Komentarze