Przegląd menu #2
Długo zbierałem się do napisania tych krótki tekstów. Na
tyle długo, że większość materiału musiałem sobie przypominać, bo zdążył już
wyparować z głowy. Komiksowa pulpa jest jak cheeseburger w McDonaldzie. W
momencie jedzenia- bardzo smaczna. Ale nie zostawia po sobie wiele już kilka
minut później. A kolejnego dnia ledwo pamięta się, że było się w knajpie.
Krótko mówiąc: porozmawiajmy o komiksach, o których nie warto rozmawiać! :)
Sagi Moro- arcysilnego uciekiniera z więzienia Galaktycznego
Patrolu- ciąg dalszy. Obaj widoczni na okładce bohaterowie ćwiczą przed
starciem z silnym przeciwnikiem, a w ich zastępstwie do obrony Ziemi stają
Gohan i Picollo. Seria w dalszym ciągu nie porywa, chociaż dwa elementy
wybijają się na plus w porównaniu z poprzednimi tomikami. Współpraca Gohana i
Picollo to coś, co każdy fan Smoczych Kul przyjmie z uśmiechem na ustach.
Największym zaskoczeniem jest jednak wątek, a właściwie wątki Goku i Vegety. Od
kiedy tylko ten drugi pojawił się na kartach mangi, ścieżka którą podążał nie
zmieniła się ani o jotę: Kakarotto jest silniejszy ode mnie, więc muszę go
gonić. Tym razem wygląda to inaczej. Każdy z bohaterów podążył w innym
kierunku. Goku trenuje pod okiem Merusa (o którym dowiadujemy się w tym tomie
ciekawych rzeczy). Vegeta uczy się nowych technik na planecie Yardrat. Spory
powiew świeżości.
Liga Sprawiedliwości tom 6: Do was należy zemsta
Nie mam zielonego pojęcia, o czym był ten komiks. Tzn. za
chwilę będę miał, bo gdy piszę te słowa leży na moich kolanach, ale po jakichś dwóch tygodniach od lektury treść tomu kompletnie wyparowała mi z głowy.
Wiedziałem, że Scott Snyder zakończył swoją pracę nad Ligą na tomie „Wojna
Totalna, Rok Łotrów”, i następnym etapem jego opowieści jest dopiero „Death
Metal”, ale takiej zapchajdziury się nie spodziewałem… Taka rekomendacja
wystarczy? Nie? Naprawdę muszę zaglądać do środka? No trudno. Sam prosiłem się
o bloga… Na Ziemię powraca Eradicator, dowodzący oddziałem superżołnierzy o
mocach identycznych z mocami Supermana. Początkowo ich pokonanie wydaje się niemożliwe,
do czasu aż okazuje się jednak możliwe. Standard. W drugiej historii, na którą składa się tom Liga walczy z ogromnymi potworami. Jeszcze większy standard. 9
zeszytów, pełnych patetycznych przemów o sile przyjaźni i mocy płynącej ze
współpracy, o poziomie niższym niż komiksy o Lidze spod pióra Briana Hitcha
(owszem, da się gorzej). Kompletna strata czasu.
Batman Detective Comics tom 4: Zimna zemsta
5 z 8 zeszytów składających się na czwarty tom historii
Petera Tomasiego skupia się na wydarzeniu, wydawałoby się, wyjątkowym. Oto Nora
Fries, występująca do tej pory jedynie pod postacią zamrożonej żony Mr. Freeze,
odzyskuje życie. Ok, to naprawdę duża rzecz, bo kompletnie zmienia motywacje
jednego z najbardziej rozpoznawalnych przeciwników Batmana. Szkoda, że ta
naprawdę ważna historia zrealizowana jest w tak nijaki sposób. Komiks nie
wywołuje żadnych emocji. Stara się, nie da się ukryć, ale robi to w
sposób, który może zainteresować co najwyżej niezbyt obytego z komiksem
superbohaterskim dwunastolatka. Plusik, w dużej mierze płynący jedynie z
sentymentu, stawiam za rysunki Douga Mahnke- pana odpowiedzialnego za Lobo/
Mask, który to komiks od 20 lat ma specjalne miejsce w moim serduszku <3
Tom uzupełniają dwie krótsze historie: całkiem niezłe jednozeszytowe
„Sieroty” i dwuczęściowa „Martwa zima”, którą zapomniałem już w chwili
zamknięcia okładki tomu. Czuje smutek, widząc jaki poziom prezentuje jedna z
dwóch regularnych serii z Gackiem. Jeszcze większy smutek odczuwam, gdy
przypominam sobie, że to ta lepsza z nich…
Niezbyt radosny tekst mi wyszedł… Na poprawę nastroju mogę
dodać, że kolejne komiksy z ostatnio zamówionej paczki będą już tylko lepsze ;)
Komentarze
Prześlij komentarz